dyplom

Taka uczta jakich gości zaprosiłem.

Podziękowanie dla wolontariusza.

Komentarz do nagrody jaką otrzymałem od żołnierzy.

Ewangelia jak zwykle daje mi po nosie. Ręce opadają. Niewiele rozumiem, a jak już mi się wydaje, że coś rozumiem, to zaraz widzę, że ciągle trzeba metanoi (μετανοια (metanoia) – z greckiego – przemiana myślenia, obrócić myślenie).

W czasie III Festiwalu Kultury Polskiej w Nowogrodzie Wołyńskim otrzymałem podziękowania od 30 Garnizonu Zmechanizowanego w Nowogardzie Wołyńskim, za wspieranie jako wolontariusz żołnierzy walczących na wschodzie Ukrainy. Podziękowanie wręczyła ppłk. Vita Czuj o pięknych długich włosach.

Następnego dnia liturgia kościoła podsuwa mi ewangelię: „Do tego zaś, który Go zaprosił, mówił także: «Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych»”.

 

dyplom3

Pani Vita powiedziała, że mam przyjąć te skromne podziękowania w formie pamiątki. I co teraz? Jak tu zgodzić się z Ewangelią, która mówi, żeby zaprosić na ucztę tych, którzy mi nie odpłacą. Czy teraz ominęła mnie nagroda przy zmartwychwstaniu? Czy naprawdę Biblia jest aż tak nieżyciowa?

Wydaje mi się, że jestem za bardzo powierzchowny i daję skusić skrajnemu myśleniu – tak łatwiej się żyje, płynie po powierzchni.

Po co Jezus wymienia te wszystkie choroby, skoro można to określić jednym słowem: chorych. Czy na pewno chodzi tylko fizjologię, fizyczną cześć życia? Ubogim można być duchowo. Ułomnym, kulawym, chromym, ślepym również. A już irytujące jest, że przecież wszyscy jesteśmy jakoś kulawi, więc po co ta cała przemowa o obiedzie, skoro wynika z niej, że wszyscy powinniśmy być zaproszonymi, a nie robić obiad?

Co mi to wszystko mówi?  Dla mnie to ujawnia jedną z prawd naszego życia. Wszyscy jesteśmy równi. Tym samym wszyscy zaproszeni na ucztę, tym samym jesteśmy kalekimi, ślepymi… I razem próbujemy przyjść na obiad.

Czemu tak to widzę w kontekście moich wyjazdów w Ukrainę do Żołnierzy, którzy przecież nie bronią mojej niepodległości?

Było wiele osób, które chciały zrobić obiad kosztem mojej biedy. Bo ile ja tym żołnierzom dałem tych darów? Patrząc na skalę ich potrzeb – kroplę w morzu. Taka bieda. Ikony, czekolady, luneta… Trochę pieniędzy na buty, agregatory. I za każdym razem wiedziałem, że to za mało, że to nic.

Jezus mówi: „A będziesz szczęśliwy,…” i dopiero na końcu mówi o zmartwychwstaniu. Więc to nie jest tak, że wyjście ubogiego do ubogich nie ma przynosić szczęścia. Ma. Ma przynosić radość, wzruszenie, zmianę serca, miłość! To ma być owoc wspólnego obiadu.

Wspominając moje pobyty na wschodzie, wśród żołnierzy, którzy mówią językiem nie zawsze dla mnie zrozumiałym, mam wyrażenie, że każde spotkanie było ucztą. Obiadem pełnym ciszy, skromnych, wyrażających niezręczność i wdzięczność oczu żołnierza. Bardziej chciałem zawsze nakarmić te smutne często twarze płomykiem nadziei, ciepła i nigdy nie wiedziałem jak. Czułem się jakbym próbował zaprosić na obiad nie mając nic, by go ugotować. Jakbym ich oszukiwał, że przywiozłem nadzieję, a w rękach miałem tak niewiele.

Dlatego starałem się by spotkania były dobrą chwilą: ty i ja. Dlatego starałem się rozdawać osobiście by się spotkać przez tę chwilę, w której i tak zabraknie słów. Zawsze chciałem jednego – by czekolada nas nie dzieliła na lepszego Polaka i gorszego Ukraińca, żołnierza. Lecz by była chwilą prostego gestu miłości człowieka do człowieka.

dyplom2

To ja więcej skorzystałem niż oni. To ja widziałem na własne oczy, jak niczym jest bogactwo, uroda, wystawne uczty z najlepszym jedzeniem. To jest puste! To ja mogłem jeść ryż i gotowany czosnek z upolowanym dla „wolontyrów” zającem gotowanym cały dzień. To ja korzystałem, bo jadałem to, co gotował żołnierz z tego co miał, ale włożył w to całe serce, zaprawił tęsknotą za domem… To ja uczyłem się prostej radości ze zbudowanych prysznicy, zdobytej pralki, nowych butów. To ja spałem w śpiworze i na łóżku żołnierza, który gdzieś tam marzł na warcie.

Tak. Można marzyć o wielkich wystawnych ucztach i nagrodach. Mieć ciągle do siebie i świata pretensje, że to za mało, że źle… Można pić copi luvak i zagryzać kawiorem, a tak naprawdę nie mieć nic, być chorym duchowo, ślepym, kaleką… A tym samym, być zaproszonym na ucztę, gdzie kawa jest źle zmielona i je się sadło z ziemniakami, ale serce napełnia się czymś, czego nic nie opisze.

Czy się skorzysta z prostej uczty? Podziękowań w ramce? Czy będzie dalej brnęło w zazdrość, zawiść, wielkie pieniądze, bogactwa, które zardzewieją? To każdy sam wybiera.

Ja dzięki tym ucztom zrozumiałem, że piękne jest to, co wynika z naszej niemocy. Nielogiczne? Tak. Tam, gdzie zaczyna się nasza niemoc, tam zaczyna moc Boga, Jego uczta. Tam gdzie Mieszka On, tam nagle rodzi się miłość.

Dziękuję żołnierzom ukraińskim za te zaproszenia na ucztę. Prawdziwą ucztę.

Pani ppłk Vito - to nie jest skromna nagroda, bo za dyplomem stoi wielka nagroda dla mojego serca, ducha i człowieczeństwa jaką dostałem na wschodzie Ukrainy.

Odsłony: 3664